Obudziłam
się zlana potem, przerażona, miałam sucho w ustach. Od tygodnia
walczyłam z jakimś wirusem, mój organizm był zupełnie pozbawiony
odporności więc leczenie szło opornie. Przez wysoką gorączkę
często miałam zwidy, albo koszmary, ten był wyjątkowo
realistyczny, tym bardziej się cieszyłam, że to tylko zły sen.
- Matt? - Spytałam, chociaż i tak wiedziałam, że to on jest po drugiej stronie telefonu.
- Tak, co się dzieje słońce? - Odezwał się zaspany, cóż była 4 rano, Tommy miał się obudzić dopiero za dwie godziny na karmienie, więc mój mąż odsypiał, cholera.
- Miałam koszmar, chcę już wrócić do domu.
- Wiesz, że musisz być zdrowa, żeby zrobili ci przeszczep, wytrzymaj jeszcze trochę.
- Tęsknie za wami, a przez gorączkę mam okropne sny.
- Co ci się teraz śniło? - westchnął ciężko, wiedziałam, że próbuje nie zasnąć i wysłuchać mnie, kochany.
- Że umarłam w twoich ramionach a ty śpiewałeś mi Crimson Day... i płakałeś a ja potem stałam przy tobie jak trzymałeś moje ciało.
- Emma... skąd ci się to bierze w głowie kochanie. Nic takiego się nie zdarzy.
- Wiem, lekarze też mnie zapewniają, że dam rade, ale ten sen był taki realistyczny.
- Przykro mi, zrobiłbym wszystko, żebyś już nie miała takich koszmarów, ale jestem bezsilny. Kochanie śnij o małym, wiesz, że zaczął się uśmiechać. Albo jak mu mówię o tobie to coś jęczy pod nosem.
- Wyślesz mi jego zdjęcia? Tak za wami tęsknie.
- My też, ale to jeszcze kilka tygodni, dasz sobie radę, wiem to, bo jesteś twarda. A ja jestem z ciebie dumny codziennie, że tak walczysz.
- Nie mów do mnie jak do dziecka – zaśmiałam się pod nosem. - Wpadniesz dzisiaj na chwilę?m
- Rano dobrze, tak koło 9. Podrzucę małego do rodziców i przyjadę popatrzeć na ciebie przez szybę.
- Dziękuje. Już nie mogę się doczekać, wiesz?
- Jesteś słodka – teraz on się zaśmiał pod nosem, swoim chrypliwym głosem. - Spróbuj zasnąć, ale teraz śnij o czymś miłym, to rozkaz od męża.
- Mąż.. uwielbiam to słowo, wiedząc, że to ty nim jesteś.
- Do spania moja droga i do zobaczenia o 9. Kocham cie.
- Ja ciebie bardziej ! - i szybko się rozłączyłam, żeby nie miał szansy dyskutować.
„jestem silniejszy, więc ja mocniej ;* „ Musiał mi napisać SMSa nie byłby sobą.
- Matt? - Spytałam, chociaż i tak wiedziałam, że to on jest po drugiej stronie telefonu.
- Tak, co się dzieje słońce? - Odezwał się zaspany, cóż była 4 rano, Tommy miał się obudzić dopiero za dwie godziny na karmienie, więc mój mąż odsypiał, cholera.
- Miałam koszmar, chcę już wrócić do domu.
- Wiesz, że musisz być zdrowa, żeby zrobili ci przeszczep, wytrzymaj jeszcze trochę.
- Tęsknie za wami, a przez gorączkę mam okropne sny.
- Co ci się teraz śniło? - westchnął ciężko, wiedziałam, że próbuje nie zasnąć i wysłuchać mnie, kochany.
- Że umarłam w twoich ramionach a ty śpiewałeś mi Crimson Day... i płakałeś a ja potem stałam przy tobie jak trzymałeś moje ciało.
- Emma... skąd ci się to bierze w głowie kochanie. Nic takiego się nie zdarzy.
- Wiem, lekarze też mnie zapewniają, że dam rade, ale ten sen był taki realistyczny.
- Przykro mi, zrobiłbym wszystko, żebyś już nie miała takich koszmarów, ale jestem bezsilny. Kochanie śnij o małym, wiesz, że zaczął się uśmiechać. Albo jak mu mówię o tobie to coś jęczy pod nosem.
- Wyślesz mi jego zdjęcia? Tak za wami tęsknie.
- My też, ale to jeszcze kilka tygodni, dasz sobie radę, wiem to, bo jesteś twarda. A ja jestem z ciebie dumny codziennie, że tak walczysz.
- Nie mów do mnie jak do dziecka – zaśmiałam się pod nosem. - Wpadniesz dzisiaj na chwilę?m
- Rano dobrze, tak koło 9. Podrzucę małego do rodziców i przyjadę popatrzeć na ciebie przez szybę.
- Dziękuje. Już nie mogę się doczekać, wiesz?
- Jesteś słodka – teraz on się zaśmiał pod nosem, swoim chrypliwym głosem. - Spróbuj zasnąć, ale teraz śnij o czymś miłym, to rozkaz od męża.
- Mąż.. uwielbiam to słowo, wiedząc, że to ty nim jesteś.
- Do spania moja droga i do zobaczenia o 9. Kocham cie.
- Ja ciebie bardziej ! - i szybko się rozłączyłam, żeby nie miał szansy dyskutować.
„jestem silniejszy, więc ja mocniej ;* „ Musiał mi napisać SMSa nie byłby sobą.
Był
punktualnie, a ja czekałam już przy oknie od sali. Podniosłam
żaluzję i położyliśmy dłonie na szybie i po chwili już czułam
ciepło naszych ciał, to była jedyna forma jakiejkolwiek bliskości.
Musiało wystarczyć, chociaż było ciężko. Pielęgniarki
uwielbiały Matta, ale nie przez jego twarz, ciało i dołeczki w
policzkach. Rozczulał je fakt, że opiekuje się małym dzieckiem,
przychodzi do szpitala tylko po to, żeby postać przy szybie i
popatrzeć na mnie. Że codziennie dzwonił do lekarza pytając o
dokładny stan mojego zdrowia, załatwiał najlepszych specjalistów
do konsultacji, wspierał mnie na każdym etapie choroby. Ale nie,
nie moje miłe pielęgniarki on na was nie poleci, jest mój, wpadł
jak śliwka w kompot.
- Muszę już iść – usłyszałam w słuchawce, rozmawialiśmy przez telefon patrząc na siebie, teraz Matt był smutny, nie lubił mnie zostawiać.
- Jedź do studia, obiecałeś, że do sierpnia wydacie płytę, a ja do tego czasu opuszczę szpital, nie zabieraj mi motywacji do walki. - Po raz kolejny przebierałam palcami po szybie, po jego palcach, tak chciałam móc go już złapać za rękę, poczuć jego ciepło gdy mnie przytula.
- Zajrzę do ciebie jak będę wracał, odpoczywaj, kocham cie mocniej – uśmiechnął się po tych słowach i pojawiły się dołeczki, nasz syn też taki miał.
- Zadzwoń jak będziesz miał chwile i ucałuj Tommyego. Kocham was, najmocniej jak umiem.
- Och to mocno. - Westchnął, wcale nie miał ochoty odchodzić.
- No idź, wrócisz tu niedługo, pozdrów chłopaków.
- Jesteś śliczna Emma. - Mówił prawdę, nigdy w to nie zwątpił chociaż przez chorobę wyglądałam koszmarnie, on swoimi słowami codziennie zapewniał mnie, że jest inaczej. A ja mu wierzyłam, bo wiedziałam, że to są szczere słowa.
- Ty też jesteś śliczny, jedź już. - Pomachałam mu i posłałam buziaka, on go chwycił i przyłożył do serca, jest niesamowicie słodki, prawda? Uśmiechnęłam się na ten gest i złapałam jego buziaka udając, że go zjadam. Śmiejąc się wyszedł z oddziału.
„ Jesteś wariatką ! <3 „ Tak wiem kochanie, to przez ciebie.
Naładowana miłością położyłam się do łóżka, czytałam książkę. Potem spałam, zjadłam coś, tak mijały mi dni. Tygodnie.
- Muszę już iść – usłyszałam w słuchawce, rozmawialiśmy przez telefon patrząc na siebie, teraz Matt był smutny, nie lubił mnie zostawiać.
- Jedź do studia, obiecałeś, że do sierpnia wydacie płytę, a ja do tego czasu opuszczę szpital, nie zabieraj mi motywacji do walki. - Po raz kolejny przebierałam palcami po szybie, po jego palcach, tak chciałam móc go już złapać za rękę, poczuć jego ciepło gdy mnie przytula.
- Zajrzę do ciebie jak będę wracał, odpoczywaj, kocham cie mocniej – uśmiechnął się po tych słowach i pojawiły się dołeczki, nasz syn też taki miał.
- Zadzwoń jak będziesz miał chwile i ucałuj Tommyego. Kocham was, najmocniej jak umiem.
- Och to mocno. - Westchnął, wcale nie miał ochoty odchodzić.
- No idź, wrócisz tu niedługo, pozdrów chłopaków.
- Jesteś śliczna Emma. - Mówił prawdę, nigdy w to nie zwątpił chociaż przez chorobę wyglądałam koszmarnie, on swoimi słowami codziennie zapewniał mnie, że jest inaczej. A ja mu wierzyłam, bo wiedziałam, że to są szczere słowa.
- Ty też jesteś śliczny, jedź już. - Pomachałam mu i posłałam buziaka, on go chwycił i przyłożył do serca, jest niesamowicie słodki, prawda? Uśmiechnęłam się na ten gest i złapałam jego buziaka udając, że go zjadam. Śmiejąc się wyszedł z oddziału.
„ Jesteś wariatką ! <3 „ Tak wiem kochanie, to przez ciebie.
Naładowana miłością położyłam się do łóżka, czytałam książkę. Potem spałam, zjadłam coś, tak mijały mi dni. Tygodnie.
Na
początku sierpnia było już po wszystkim, przeszczep się przyjął,
ja mogłam wyjść ze szpitala. Stałam na parkingu uśmiechając się
do słońca, tęskniłam za jego ciepłem, za wiatrem, który lekko
chłodził rozgrzane od promieni ciało.
- Ej, zasłaniasz mi słońce – położyłam ręce na jego szyi, on zaś obejmował mnie w talii.
- Jesteś najdzielniejszą kobietą jaką znam. - Pocałował mnie, a ja miałam aż motylki w brzuchu, rozchyliłam wargi i pozwoliłam mu na coś namiętnego. Skorzystał z zaproszenia, przyciągnął mnie bliżej swojego ciała, tuląc jak najcenniejszy skarb. Jego język tańczył z moim taniec tęsknoty miłości i pożądania. - Mmm – zamruczał – Dość kochanie, bo zaraz cie przelecę przy samochodzie.
- Nie krępuj się, twoja żona wróciła do żywych i jest głodna seksu. - Stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek.
- Cieszy mnie to, ale jeszcze powinnaś odpocząć, nabrać sił i ciała, bardzo cie to wszystko wycieńczyło. Zadbam teraz o ciebie. - Pogłaskał mnie po policzku, fakt praktycznie mnie nie było, choroba wyssała ze mnie resztki szczupłego ciała i wyglądałam raczej mało apetycznie. Pojechaliśmy do domu jego rodziców, była tam także moja rodzina, ale co najważniejsze był Tommy. Wzięłam go od razu na ręce, a on się nie przestawał uśmiechać. To tak pogodne dziecko, cieszyłam się, że dałam mu życie i sama miałam kolejny powód by ocalić swoje. Po godzinie zabaw ze mną i swoim tatą zasnął w jego ramionach, Matt i dziecko? Najsłodsza mieszanka jaka mogła powstać. Zjedliśmy pyszną pieczeń zrobioną przez moją teściową, na dokładkę było ciasto dyniowe autorstwa mojej mamy. Z takim menu szybko wrócę do dawnej formy. Miałam apetyt na wszystko, na jedzenie, miłość, seks i macierzyństwo, miałam ochotę żeby żyć. Koło północy wróciliśmy do domu.
- Co ty robisz? - Matt trzymał mnie na rękach i przenosił przez próg
- Przenoszę cię jak na prawdziwego męża przystało, myślałem o tym czego nie zrobiłem po ślubie i zaświeciła mi się lampka, przecież nie przeniosłem cię przez próg, więc proszę bardzo – Postawił mnie na podłodze i pocałował, poszedł szybko po naszego malucha. - Zrobisz herbatę, ja go odniosę i do ciebie wracam.
- Wolałabym się umyć i położyć, ok?
- Jasne, to chodź na górę, zrobię ci kąpiel.
- Nam – dodałam.
- Dobrze, nam. - Uśmiechnął się, poszliśmy na górę, ja zajęłam się Tommym. Chciałam nadrobić stracony czas, mój mąż w tym czasie przygotował wodę i zadbał żeby było dużo piany. Poszłam do łazienki, stał przy umywalkach w samych bokserkach, a ja poczułam znajome ciepło w dole brzucha. Gorący facet. - Gotowa?
- Niezupełnie, jestem w ubraniu... - podeszłam do niego i chwyciłam za jego męskość.
- Mmmm, Emma...
- Kochaj się ze mną, pieprz... rób wszystko co chcesz, ma być jak dawniej. - Złapał mnie za policzki i zaczął zachłannie całować moje usta, ja nie pozostawałam mu dłużna. Szybko pozbyliśmy się moich ubrań, posadził mnie na blacie w którym były umywalki, wyciągnął z bokserek swój sterczący interes i wszedł we mnie powoli, odetchnął zadowolony i pocałował mnie czule.
- Witaj w domu kochanie... -zaśmiał się i zaczął poruszać we mnie, miałam wrażenie że robię to pierwszy raz w życiu, tego uczucia się nie zapomina, to jak jazda na rowerze. Jednak brak seksu przez bardzo długi czasu sprawił, że czułam to wszystko co było mi znane, o wiele intensywniej. Matt był niesamowicie namiętny i czuły. Pieścił moje niedoskonałe jeszcze ciało, szeptał mi do ucha, że kocha każdy milimetr. Doszliśmy w tym samym czasie. Do tej pory nie rozumiem czemu, ale się popłakałam, łzy płynęły równym strumieniem po moich policzkach, żałowałam tego, bo Matt bardzo się wystraszył. - Emma, co ja ci zrobiłem... za mocno, tak? - wycierał mi łzy, dłonie mu drżały. - Kochanie odezwij się, co się dzieje? - przytulił mnie, a ja objęłam go najmocniej jak mogłam. - Ciii, już dobrze.
- Dziękuje ci, jestem szczęśliwa – wydusiłam z siebie i pociągnęłam nosem.
- Rany, jak ty mnie potrafisz wystraszyć, czemu płaczesz?
- No ze szczęścia... było tak cudownie teraz. Było tak jak chciałam, było idealnie, Matt kocham cie.
- No wariatka, mówiłem i się potwierdza. - Złapał moją zapłakaną buzie w dłonie i patrzyliśmy sobie w oczy. - Nie chcę widzieć twoich łez, nawet jeśli to łzy szczęścia, wystarczy uśmiech słońce, serio.
- Mhm, będę się już uśmiechać, jesteś najlepszym facetem na ziemi.
- Mam dla kogo się starać. - Wyszedł ze mnie i postawił na podłodze, weszliśmy do ciepłej wody, opierałam się o jego klatkę piersiową. Czułam na plecach jego spokojny oddech, słyszałam bicie serca, on gładził moje ciało i polewał co jakiś czas ramiona ciepłą wodą.
- Jak zasnę to co zrobisz?
- Zaopiekuje się tobą, śpij – cmoknął mnie w szyje. Chwilę potem zasnęłam.
Obudziłam się rano, w sumie obudził mnie mój syn, który zawzięcie ćwiczył leżenie na brzuchu i podnoszenie główki. Dzielny maluch.
- Cześć mała kopio swojego taty, gdzie jest twój twórca?
- Jestem tutaj – Odwróciłam się, Matt właśnie wszedł do sypialni z tacą. - Śniadanie do łóżka.
- Rozumiem, że będę tak rozpieszczana już do końca życia? - Uśmiechałam się jak głupia.
- Z przyjemnością, ale może jakiś rewanż chociaż w moje urodziny?
- To za rok kochanie, mmm naleśniki.
- I jeszcze to -podał mi mały bukiet stokrotek. - I jeszcze to, byłbym zapomniał – pocałował mnie czule. A nad moją głową latały serduszka.
- Kocham cie – powiedziałam zgodnie z prawdą i zabrałam się za jedzenie pysznych naleśników, a mój syn za jedzenie stokrotek – o nie, nie mój drogi kawalerze, to nie jest do jedzenia. Może jakbyś był pszczołą, ale nie wyglądasz mi na owada, więc nie jedz tego. - Podsunęłam mu jego małego niedźwiedzia polarnego z którym spał, teraz on był najlepszym posiłkiem. Mój Tommy, zjadacz wszystkiego.
- Ej, zasłaniasz mi słońce – położyłam ręce na jego szyi, on zaś obejmował mnie w talii.
- Jesteś najdzielniejszą kobietą jaką znam. - Pocałował mnie, a ja miałam aż motylki w brzuchu, rozchyliłam wargi i pozwoliłam mu na coś namiętnego. Skorzystał z zaproszenia, przyciągnął mnie bliżej swojego ciała, tuląc jak najcenniejszy skarb. Jego język tańczył z moim taniec tęsknoty miłości i pożądania. - Mmm – zamruczał – Dość kochanie, bo zaraz cie przelecę przy samochodzie.
- Nie krępuj się, twoja żona wróciła do żywych i jest głodna seksu. - Stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek.
- Cieszy mnie to, ale jeszcze powinnaś odpocząć, nabrać sił i ciała, bardzo cie to wszystko wycieńczyło. Zadbam teraz o ciebie. - Pogłaskał mnie po policzku, fakt praktycznie mnie nie było, choroba wyssała ze mnie resztki szczupłego ciała i wyglądałam raczej mało apetycznie. Pojechaliśmy do domu jego rodziców, była tam także moja rodzina, ale co najważniejsze był Tommy. Wzięłam go od razu na ręce, a on się nie przestawał uśmiechać. To tak pogodne dziecko, cieszyłam się, że dałam mu życie i sama miałam kolejny powód by ocalić swoje. Po godzinie zabaw ze mną i swoim tatą zasnął w jego ramionach, Matt i dziecko? Najsłodsza mieszanka jaka mogła powstać. Zjedliśmy pyszną pieczeń zrobioną przez moją teściową, na dokładkę było ciasto dyniowe autorstwa mojej mamy. Z takim menu szybko wrócę do dawnej formy. Miałam apetyt na wszystko, na jedzenie, miłość, seks i macierzyństwo, miałam ochotę żeby żyć. Koło północy wróciliśmy do domu.
- Co ty robisz? - Matt trzymał mnie na rękach i przenosił przez próg
- Przenoszę cię jak na prawdziwego męża przystało, myślałem o tym czego nie zrobiłem po ślubie i zaświeciła mi się lampka, przecież nie przeniosłem cię przez próg, więc proszę bardzo – Postawił mnie na podłodze i pocałował, poszedł szybko po naszego malucha. - Zrobisz herbatę, ja go odniosę i do ciebie wracam.
- Wolałabym się umyć i położyć, ok?
- Jasne, to chodź na górę, zrobię ci kąpiel.
- Nam – dodałam.
- Dobrze, nam. - Uśmiechnął się, poszliśmy na górę, ja zajęłam się Tommym. Chciałam nadrobić stracony czas, mój mąż w tym czasie przygotował wodę i zadbał żeby było dużo piany. Poszłam do łazienki, stał przy umywalkach w samych bokserkach, a ja poczułam znajome ciepło w dole brzucha. Gorący facet. - Gotowa?
- Niezupełnie, jestem w ubraniu... - podeszłam do niego i chwyciłam za jego męskość.
- Mmmm, Emma...
- Kochaj się ze mną, pieprz... rób wszystko co chcesz, ma być jak dawniej. - Złapał mnie za policzki i zaczął zachłannie całować moje usta, ja nie pozostawałam mu dłużna. Szybko pozbyliśmy się moich ubrań, posadził mnie na blacie w którym były umywalki, wyciągnął z bokserek swój sterczący interes i wszedł we mnie powoli, odetchnął zadowolony i pocałował mnie czule.
- Witaj w domu kochanie... -zaśmiał się i zaczął poruszać we mnie, miałam wrażenie że robię to pierwszy raz w życiu, tego uczucia się nie zapomina, to jak jazda na rowerze. Jednak brak seksu przez bardzo długi czasu sprawił, że czułam to wszystko co było mi znane, o wiele intensywniej. Matt był niesamowicie namiętny i czuły. Pieścił moje niedoskonałe jeszcze ciało, szeptał mi do ucha, że kocha każdy milimetr. Doszliśmy w tym samym czasie. Do tej pory nie rozumiem czemu, ale się popłakałam, łzy płynęły równym strumieniem po moich policzkach, żałowałam tego, bo Matt bardzo się wystraszył. - Emma, co ja ci zrobiłem... za mocno, tak? - wycierał mi łzy, dłonie mu drżały. - Kochanie odezwij się, co się dzieje? - przytulił mnie, a ja objęłam go najmocniej jak mogłam. - Ciii, już dobrze.
- Dziękuje ci, jestem szczęśliwa – wydusiłam z siebie i pociągnęłam nosem.
- Rany, jak ty mnie potrafisz wystraszyć, czemu płaczesz?
- No ze szczęścia... było tak cudownie teraz. Było tak jak chciałam, było idealnie, Matt kocham cie.
- No wariatka, mówiłem i się potwierdza. - Złapał moją zapłakaną buzie w dłonie i patrzyliśmy sobie w oczy. - Nie chcę widzieć twoich łez, nawet jeśli to łzy szczęścia, wystarczy uśmiech słońce, serio.
- Mhm, będę się już uśmiechać, jesteś najlepszym facetem na ziemi.
- Mam dla kogo się starać. - Wyszedł ze mnie i postawił na podłodze, weszliśmy do ciepłej wody, opierałam się o jego klatkę piersiową. Czułam na plecach jego spokojny oddech, słyszałam bicie serca, on gładził moje ciało i polewał co jakiś czas ramiona ciepłą wodą.
- Jak zasnę to co zrobisz?
- Zaopiekuje się tobą, śpij – cmoknął mnie w szyje. Chwilę potem zasnęłam.
Obudziłam się rano, w sumie obudził mnie mój syn, który zawzięcie ćwiczył leżenie na brzuchu i podnoszenie główki. Dzielny maluch.
- Cześć mała kopio swojego taty, gdzie jest twój twórca?
- Jestem tutaj – Odwróciłam się, Matt właśnie wszedł do sypialni z tacą. - Śniadanie do łóżka.
- Rozumiem, że będę tak rozpieszczana już do końca życia? - Uśmiechałam się jak głupia.
- Z przyjemnością, ale może jakiś rewanż chociaż w moje urodziny?
- To za rok kochanie, mmm naleśniki.
- I jeszcze to -podał mi mały bukiet stokrotek. - I jeszcze to, byłbym zapomniał – pocałował mnie czule. A nad moją głową latały serduszka.
- Kocham cie – powiedziałam zgodnie z prawdą i zabrałam się za jedzenie pysznych naleśników, a mój syn za jedzenie stokrotek – o nie, nie mój drogi kawalerze, to nie jest do jedzenia. Może jakbyś był pszczołą, ale nie wyglądasz mi na owada, więc nie jedz tego. - Podsunęłam mu jego małego niedźwiedzia polarnego z którym spał, teraz on był najlepszym posiłkiem. Mój Tommy, zjadacz wszystkiego.
Byliśmy
w LA, chłopcy bardzo się denerwowali przed pierwszym koncertem po
premierze płyty. Nie rozumiałam tego, bo uważałam, że jak do tej
pory to jest ich druga tak świetna płyta. Słuchałam jej na
okrągło, Tommy machał nogami i rękami gdy tylko słyszał
początek Hail to the king.
- Będzie dobrze, chłopaki, no nie świrujcie. Macie kawał dobrego materiału, sala pęka w szwach, wam nie może się nie udać.
- Emma ma racje, nie panikujcie, tym bardziej, że jesteśmy przy was i w razie czego skutecznie pocieszymy – Lacey była zawsze mistrzynią pocieszania.
- W takim razie ja chce to spierdolić i być pocieszanym – Odparł Johnny, susząc zęby.
- Za dobre granie, też będzie nagroda – Jego żona dalej z nim flirtowała, miłość.
Czy koncert mógł się nie udać? No błagam, nawet Tommy nie mógł zasnąć, bynajmniej nie przez hałas, bo to mu nie przeszkadzało, wiem, bo nie raz jego ojciec słuchał przy nim muzyki zdecydowanie zbyt głośno, a ten spał w najlepsze puszczając bańki z nosa, bo akurat miał katar. Ja wróciłam do domu, Matt długo się zastanawiał, czy ma iść z chłopakami oblewać udany koncert. Wrócił do domu nad ranem kompletnie pijany.
- Żono moja, nie bądź zła, mąż twój sflaczałego fiuta ma... O oOoO – starał się śpiewać, ale mu nie wychodziło, zeszłam na dół nie wiedząc czy mam się śmiać czy płakać. - O moje słońce, Emma kochanie, jestem już.
- Widzę i słyszę... Dojdziesz sam na górę? - Pokiwał głową, że nie i usiadł na schodach. - Matt ja nie dam rady cię wnieść. Może prześpisz się na kanapie?
- Jak to na kanapie, pokłóciliśmy się? - Zrobił smutną minę, czy on potrafi być wkurwiający chociaż raz kiedyś?
- Nie, po prostu jeśli nie dasz rady pójść do sypialni, to nie masz wyjścia.
- Jestem taki pijany – położył mi głowę na nogach, głaskałam go i uśmiechałam się pod nosem.
- Jesteś, nie da się ukryć, co zrobisz teraz?
- Zwymiotuje, albo nie. Albo tak, albo nie, śpiewałem...
- Mhm, śmieszną piosenkę, pójdziesz na górę?
- Y y … mam niedowład nóg. To nie działa – pokazał na swoje nogi, a ja już nie mogłam i parsknęłam śmiechem. - Dlaczego się śmiejesz?
- Bo jesteś pijany i zabawny. - Śmiałam się dalej.
- Mhm, z czego się śmiejesz teraz? Też bym się pośmiał, ej a wiesz, że jutro mam wywiad? Ale mi się chce rzygać... będę rzygał... -wstał i pobiegł do łazienki, ja zrobiłam mu herbaty. Wyszedł blady i zmarnowany, niesamowicie mnie bawił. Położył się na kanapie tak, że nogi mu wisiały, zdjęłam mu buty, przykryłam go kocem. Poszłam na górę, ale nie mogłam zasnąć, poszłam do niego i wtuliłam się mocno, teraz było bezpiecznie, ciepło i tak jak powinno być. Nasz spokój i szczęście trwają do tej pory, Tommy rośnie jak na drożdżach i daje nam codziennie niesamowitą porcję motywacji do życia. Nasz związek rozkwitł, ja wróciłam do zdrowia, miałam w końcu to na co tak długo czekałam. I nie żałuje niczego co przeszłam z nim, przez niego, dzięki niemu. To moje szczęście, moje życie, mój raj na ziemi, mój Matt.
Koniec.
- Będzie dobrze, chłopaki, no nie świrujcie. Macie kawał dobrego materiału, sala pęka w szwach, wam nie może się nie udać.
- Emma ma racje, nie panikujcie, tym bardziej, że jesteśmy przy was i w razie czego skutecznie pocieszymy – Lacey była zawsze mistrzynią pocieszania.
- W takim razie ja chce to spierdolić i być pocieszanym – Odparł Johnny, susząc zęby.
- Za dobre granie, też będzie nagroda – Jego żona dalej z nim flirtowała, miłość.
Czy koncert mógł się nie udać? No błagam, nawet Tommy nie mógł zasnąć, bynajmniej nie przez hałas, bo to mu nie przeszkadzało, wiem, bo nie raz jego ojciec słuchał przy nim muzyki zdecydowanie zbyt głośno, a ten spał w najlepsze puszczając bańki z nosa, bo akurat miał katar. Ja wróciłam do domu, Matt długo się zastanawiał, czy ma iść z chłopakami oblewać udany koncert. Wrócił do domu nad ranem kompletnie pijany.
- Żono moja, nie bądź zła, mąż twój sflaczałego fiuta ma... O oOoO – starał się śpiewać, ale mu nie wychodziło, zeszłam na dół nie wiedząc czy mam się śmiać czy płakać. - O moje słońce, Emma kochanie, jestem już.
- Widzę i słyszę... Dojdziesz sam na górę? - Pokiwał głową, że nie i usiadł na schodach. - Matt ja nie dam rady cię wnieść. Może prześpisz się na kanapie?
- Jak to na kanapie, pokłóciliśmy się? - Zrobił smutną minę, czy on potrafi być wkurwiający chociaż raz kiedyś?
- Nie, po prostu jeśli nie dasz rady pójść do sypialni, to nie masz wyjścia.
- Jestem taki pijany – położył mi głowę na nogach, głaskałam go i uśmiechałam się pod nosem.
- Jesteś, nie da się ukryć, co zrobisz teraz?
- Zwymiotuje, albo nie. Albo tak, albo nie, śpiewałem...
- Mhm, śmieszną piosenkę, pójdziesz na górę?
- Y y … mam niedowład nóg. To nie działa – pokazał na swoje nogi, a ja już nie mogłam i parsknęłam śmiechem. - Dlaczego się śmiejesz?
- Bo jesteś pijany i zabawny. - Śmiałam się dalej.
- Mhm, z czego się śmiejesz teraz? Też bym się pośmiał, ej a wiesz, że jutro mam wywiad? Ale mi się chce rzygać... będę rzygał... -wstał i pobiegł do łazienki, ja zrobiłam mu herbaty. Wyszedł blady i zmarnowany, niesamowicie mnie bawił. Położył się na kanapie tak, że nogi mu wisiały, zdjęłam mu buty, przykryłam go kocem. Poszłam na górę, ale nie mogłam zasnąć, poszłam do niego i wtuliłam się mocno, teraz było bezpiecznie, ciepło i tak jak powinno być. Nasz spokój i szczęście trwają do tej pory, Tommy rośnie jak na drożdżach i daje nam codziennie niesamowitą porcję motywacji do życia. Nasz związek rozkwitł, ja wróciłam do zdrowia, miałam w końcu to na co tak długo czekałam. I nie żałuje niczego co przeszłam z nim, przez niego, dzięki niemu. To moje szczęście, moje życie, mój raj na ziemi, mój Matt.
Koniec.